Pierwszy lód.
Poranny przymrozek, szron na trawie i na szybach samochodów. Jedziemy
nad Siemianówkę. Nad mijanymi po drodze stawami unosi się gęsta i biała
jak mleko mgła. Na polach jak okiem sięgnąć pozwijane w potężne bele
siano. Wspaniały widok budzącego się do życia poranka.
Paweł prowadzi, a ja z Arnoldem rozpijamy na rozgrzewkę mały Krupnik.
Przy zimowych wyjazdach niezastąpiona jest Gorzka Żołądkowa, ale w końcu
do zimy jeszcze kilka miesięcy. Po kilku łykach przyjemne ciepło rozlewa
się po ciele.
Ciągniemy do łódki cały sprzęt: plecaki, wędki, silnik? W mijanej po
drodze kałuży zauważamy niewielki ruch. Wody razem z mułem może z 0,5cm
a na dnie leżą 4 malutkie szczupaczki. Biedactwa nie zdążyły spłynąć
do zalewu i zostały odcięte od wody. Nie namyślając się długo zbieram
ruszające się jeszcze żwawo ryby i biegnę z nimi co sił w nogach do
głównego zbiornika. Utaplane w mule wypuszczam delikatnie do wody. Odpływają
szybko i chowają się w przybrzeżnym zielu. Tu mają spore szanse na przeżycie.
W łódce warstwa lodu, pierwszego lodu w tym roku. Za 2 godziny nie było
by po nim już śladu, ale teraz ranek jest wyjątkowo zimny.
Montujemy silnik, echosondę i ruszamy. Po kwadransie już wiem, że nie
będzie to za różowy dzień. Brań jak na lekarstwo. Jedynie pojedyncze
puknięcia. Ryby niemrawo reagują na gumy, wobler zupełnie ich nie rusza,
obrotówka Arnolda jest tylko delikatnie podskubywana.
Na trolling wyjmujemy kilka krótkich zębaczy, na okoniowych górkach
tez mizernie. Brania są delikatne, ryby zgromadzone są jakby tylko na
wybranych odcinakach. Pas ziela przy brzegu przyciąga je jak magnes.
Płynąc przez 200-300 metrów każdy z nas ma po kilka brań, potem następuje
przerwa? długa przerwa i znowu kilka brań.
Tym sposobem okrążamy prawie pół zalewu i dopływamy pod most kolejowy,
pod którym jest przepływ pomiędzy tzw. "Małym" i "Dużym"
zalewem. Wyjmuję szczupaczka 47cm, jakaś ryba mi się spina po kilku
chwilach od zacięcia. Paweł wozi za łódką 5cm kopytko na 4g główce.
Przy mijanej kępie ziela widzę na jego wędce potężne targnięcie. Od
razu następuje odjazd, nie za długi, ale targnięcia są rytmiczne, bez
zbędnych szarpnięć, jak to w przypadku małych ryb.
Wyjmuję aparat i włączam nagrywanie, Arnold łapie za "siatkę na
motyle", jak nazwał mój podbierak i czeka na okazję do podebrania.
Paweł jedną ręka holuje rybę, drugą kręci korbką kołowrotka i reguluje
hamulec, a trzecią steruje łodzią i próbuje podpłynąć na silniku bliżej
ryby. Hola? skąd On ma tyle rąk!!! Chłopak dwoi się i troi, aż miło
popatrzeć. Ryba jest już w zasięgu wzroku, padają z naszych ust pierwsze
komentarze. "O kurcze ale wielki". Dawno nikt takiego nie
miał na wędce. Kilka chlapnięć na powierzchni i Arnold wprawnym ruchem
zagarnia rybę w "siatkę na motyle". Uśmiechy od ucha do ucha.
Paweł cieszy się jak małe dziecko, a ja mam ogromną satysfakcję bo udało
mi się uchwycić moment holu i podebrania ryby. Szczupak ma 80cm i waży
8 lbs. Jeszcze pamiątkowe zdjęcia.
Dzwoni telefon, to małżonka Pawła dopomina się jego obecności w domu.
Cóż siła wyższa, czas wracać. Na pierwszym lodzie zawsze udawało się
nam połowić, teraz też było nie inaczej.